Nasza Ania kochana skarżyła się ostatnio, że choć to obiecywałem, zbyt mało piszę o kobietach w kontekście uprawy róż. Trochę się zdziwiłem, bo wydawało mi się, że tych kobieciarskich aluzji jest tutaj aż za dużo. Dopiero po czasie domyśliłem się, że prośba Ani miała głębsze znaczenie, a jej niedosyt wynikał z mojego, tak typowego dla mężczyzn egoistycznego punktu widzenia. Dlatego dzisiejszy wpis poświęcony będzie dwóm obliczom troski, którą musimy okazać zarówno kobietom, jak i różom. W przypadku róż najlepszym jej wyrazem będzie jesienne nawożenie, na które już najwyższy czas!
Na początek kilka niezbędnych informacji z zakresu fizjologii i biochemii roślin. Po czasie zimowego życia utajonego róże rozpoczynają wzrost zazwyczaj około drugiej połowy marca. Z uśpionych pąków wyrastają zielone, ulistnione pędy, na których w kolejnych miesiącach rozwijają się kwiaty. Następnym etapem życia róż w naturze jest zapylenie kwiatów oraz ich przemiana w owoce i nasiona, z których w następnym sezonie wiosennym wzejdą nowe, młodziutkie egzemplarze. Okres późnej jesieni i zimy róże przeżywają w postaci ogołoconej z liści, aby ograniczyć do minimum przemianę materii oraz utratę wody. W tym czasie rozprzestrzenione przez zwierzęta nasiona podlegają stratyfikacji w gruncie, koniecznej dla przyszłego wiosennego kiełkowania. Cykl ten powtarza się co roku z różnym powodzeniem, zależnie od zmieniających się warunków środowiska. My natomiast, rozkochani w różach ozdobnych, których absolutne piękno wymaga ogromnych nakładów, staramy się im zapewnić jak najlepsze warunki do silnego wzrostu i obfitego kwitnienia. Dlatego w czasie ich najintensywniejszej przemiany materii, wiosną i na początku lata stosujemy nawozy o wysokiej zawartości azotu (N). Jest on niezbędnym składnikiem budowy białek, zarówno roślinnych, jak zwierzęcych. Odpowiednio dozowany zapewni zaskakujące, spektakularne efekty w postaci otaczających nas przepięknych kwiatów. Ucieszą one oczy, oszołomią gości wizytujących nasze ogrody i balkony, a niekiedy nawet zatrują zawiścią serca naszych sąsiadów. Azot pobudzi róże do kwitnienia, a przede wszystkim – tworzenia nowych pędów, które urodzą nowe kwiaty w przyszłości. Zasilając róże nawozami, zapewnimy im z naddatkiem pożywienie dla maksymalnie obfitego kwitnienia, a równocześnie silnego wzrostu. To wiosenno-letnie nawożenie w zasadzie jest więc zgodne z naturalną fizjologią róż. I warto przy tym zaznaczyć, że nie jest ono oszukiwaniem przyrody, bo przecież przyjęliśmy pod nasz dach, to znaczy do naszego ogrodu piękne, ale bardzo wymagające, jeśli chodzi o odżywianie, rośliny.
Nawożenie letnie bezwzględnie kończymy w połowie lipca. Jeśli będziemy stosować je w późniejszym okresie, nadmiernie wybujałe nowe pędy nie zdążą zdrewnieć jesienią i w czasie zimy wymarzną. Ten niepotrzebny koszt i wysiłek energetyczny z pewnością doprowadzi do osłabienia rośliny, co niechybnie odbije się bardzo źle w następnym sezonie wiosennego wzrostu. Dlatego właśnie wprowadzamy na początku września nawożenie jesienne nawozami zawierającymi większe ilości fosforu (P), potasu (K), siarki (S) oraz bardzo ważnych mikroelementów: między innymi miedzi, żelaza, manganu, molibdenu i cynku. Nawozy jesienne zawierają śladowe ilości azotu lub są niego całkiem pozbawione. Tak jak w przypadku nawożenia letniego rozsypujemy granulat pod krzewami w zalecanej przez producenta dawce, zakrywamy go, zagrabiając ziemię i podlewamy róże obficie wodą.
W tym miejscu chciałbym podzielić się z Państwem moim najnowszym odkryciem, które stanowi świetny przykład udanego efektu cierpliwej selekcji hodowlanej, wspomaganej odpowiednim nawożeniem. Tym odkryciem jest odmiana Novalis. Dotychczas lekceważyłem tego typu róże, zapatrzony w odmiany o tradycyjnych formach i ubarwieniu kwiatów. Ale kwiaty Novalisa (na fotografiach powyżej i poniżej), można tak powiedzieć, prześladowały mnie przez całe tegoroczne lato. Napotykałem je w różnych i niespodziewanych miejscach, za każdym razem będąc poruszony wrażeniem, które wywoływały. Świadomie poddałem się ich urokowi dopiero niedawno, ale już wiem, że ta róża rozkocha mnie w sobie na długo.
No dobrze, wszystko pięknie, ale jak to nawożenie jesienne ma się do kobiet, zapyta dociekliwa Ania. Ja też nad tym długo zachodziłem w głowę, aż pewnego pochmurnego poranka, kiedy stojąc nad łóżkiem z moją śpiącą żoną, trzymając w ręku zaparzoną specjalnie dla niej filiżankę kawy i czekając, aż się obudzi, uświadomiłem sobie, że ukochaną należy się opiekować zawsze. Nie tylko wtedy, kiedy w eleganckiej sukni, doskonale dobranej do świeżo ułożonej, boskiej fryzury stoi przed kościołem i rzuca ryżem w nowo poślubioną parę młodą, przy okazji kradnąc od niechcenia całą uwagę oraz spojrzenia obcych mężczyzn. Ale przede wszystkim wtedy, gdy zaspana po niespokojnej nocy, trochę nieszczęśliwa i wymiętoszona, próbuje mimo tego wszystkiego wykrzesać siły, aby wstać i podjąć codzienną walkę z tym pięknym, choć niekiedy ciężkim życiem. Jak róża, która budzi się wiosną do roztaczania od nowa swojego czaru, dzięki któremu stajemy się lepsi.