W końcu doczekaliśmy się licznych kwiatów na naszych różach! I to jakich kwiatów... Nie wiem, jak to wygląda u Państwa, ale tegoroczne kwitnienie w naszym ogrodzie przeszło wszelkie oczekiwania... Może to sprawa intensywnego wiosennego nawożenia wspomaganego racjonalnym podlewaniem. A może to specyfika tego roku o silnych zimowych mrozach, które pobudziły róże do regeneracji, a także wiosennych intensywnych deszczach i falach upałów tworzących niemal podzwrotnikowe warunki klimatyczne. Teraz więc tylko kontynuujmy poprawną pielęgnację i pilnujmy naszych róż przed chorobami i szkodnikami, a doczekamy się jesieni wciąż otoczeni najpiękniejszymi kwiatami.
Zimna Zośka przyszła i odeszła, a my wreszcie możemy cieszyć się coraz częstszym wiosennym ciepłem. Naszym różom także nie jest już zimno. Demonstrują to codziennie rozwijającymi się nowymi liśćmi, a nawet pierwszymi pąkami kwiatowymi. Widać, że nie ma już odwrotu od pełni wiosny. Widać też, że będzie to rok inny od poprzedniego (tamten niech będzie przeklęty i nigdy nie wraca). Przeczuwamy także, że w tym roku jeszcze bardziej niż dotąd będziemy się cieszyć naszymi różanymi uprawami. Nawet ci, którzy w zimniejszych rejonach Polski oczekują cieplejszej pogody, nie tracą nadziei ani animuszu. Ale o tym przeczytacie już Państwo w dalszej części dzisiejszego wpisu...
Połowa lipca to termin graniczny dla zasilania róż nawozami wysoko azotowymi. Niecierpliwych różanych cwaniaczków, którzy w ten sposób chcą nadal pobudzać swoje podopieczne do silnego wzrostu, przestrzegamy przed konsekwencjami dalszego stosowania takich nawozów. W niniejszym wpisie także kilka słów na temat opłakanego w skutkach, a jakże modnego w ostatnich latach ściółkowania różanych rabat korą drzew iglastych. Ponadto, by nie tylko pouczać, strofować i straszyć, zaproponujemy Państwu odpowiednio do tego letniej deszczowej pogody odmianę, którą bez przesady możemy nazywać różami deszczowymi. Na koniec powiemy kilka słów na temat wydawałoby się strasznie mało kobiecej i nieforemnej odzieży, czyli… damskich ogrodniczek.
Nikt z nas nie ma wątpliwości, po co uprawiamy róże. Ci z nas, którzy zdążyli już przeżyć wielką przygodę, jaką jest pielęgnacja róż przez CAŁY sezon wegetacyjny, dobrze wiedzą, ile trzeba czasu i wysiłku im poświęcić. Jesienne, zimowe i wiosenne prace bywają oczywiście przyjemnością, ale przede wszystkim są konieczne, jeśli jesteśmy świadomi, na co czekamy. Ci, którzy tę przygodę dopiero rozpoczęli, niech nie porzucają nadziei i nie ustają w wysiłkach. Po rzetelnie wykonanej pracy i przy odrobinie szczęścia nagroda ich nie ominie. A coroczny czas tej nagrody właśnie nadchodzi!
Chociaż łakomstwo w zasadzie nie przystoi prawdziwym damom, bez wątpienia róże lubią dużo i dobrze zjeść. W okresie ich wzrostu i kwitnienia, gdy dokarmiamy i poimy nasze bohaterki, niezwykle ważne są dwa momenty. Czas jednego z nich właśnie nadchodzi. Mowa o ostatnim nawożeniu letnim.