Mamy oczywiście na uwadze, że w niektórych rejonach Polski mroźna zima nadal jeszcze przewraca się leniwie z boku na bok pod kurczącą się kołdrą śniegu (w tym miejscu pozdrawiam ogrodniczo moje koleżanki z Warmii i Mazur!). Ale spora część spośród nas powinna już chwycić w dłonie narzędzia sztylowe i pofatygować się do ogrodu. Wykonamy tam kilka bardzo ważnych czynności, które wzbudzą w nas w przyszłości radość na widok bujnego wzrostu i zapierającego dech w piersiach kwitnienia.
Po pierwsze – usuwamy już kopczyki chroniące i odsłaniamy róże. Nie obawiajmy się tego odsłonięcia! Nawet pięciostopniowe mrozy (a takie zapowiadane są na przyszły tydzień) nie zaszkodzą już krzewom. W najgorszym razie wydadzą one nowe pąki, a szkoda tracić szanse w wyścigu z innymi gatunkami krzewów, których nikt przecież nie osłaniał przed mrozem. Kopczyki uformowane z ziemi obsypujemy wokół jedną garścią nawozu na krzew (możemy zastosować z powodzeniem azofoskę wiosenną) i rozgarniamy je, zakrywając rozsypany nawóz, aby jego składniki nie ulotniły się po kontakcie z powietrzem. Jeśli kopczyki były uformowane z liści przesypanych ziemią, to usuwamy je całkowicie i na przykład kompostujemy, by nie tracić cennej próchnicy. Natomiast jeśli do okrycia róż użyliśmy przekompostowanego obornika wymieszanego z ziemią, to już nie dodajemy dodatkowego nawozu, ponieważ sam obornik będzie wystarczającym dla róż, bardzo dobrym nawozem.
Te prace przy przyziemnych częściach róż są okazją do uporządkowania otaczającego je podłoża. Konsekwentnie wraz z panem Andrzejem z Rosa Ćwik namawiamy Państwa do pielenia gleby wokół róż i odradzamy ściółkowanie jej korą drzewną (jak powtarzaliśmy wielokrotnie, kora to najgorsza okładzina dla róż: wywołuje choroby grzybowe i obniża pH gleby; pozostawmy ją więc borówce, azaliom i rododendronom).
Po drugie – przycinamy wiosennie róże. Nie czekajmy, aż wydadzą niepotrzebne pąki na pędach, które i tak powinniśmy usunąć. Nie czekajmy, czepiając się błędnych stereotypów, aż zakwitną krzewy forsycji jako znak rozpoczęcia wiosennego cięcia. Tnijmy róże już teraz, bo to aura za oknem i wyraźnie widoczna wzrostowa tendencja temperatury jest ostateczną wyrocznią w tej kwestii. Jak to zrobić, pisałem już wcześniej, a ogólne zasady cięcia wiosennego zamieszczone zostały na stronie Rosa Ćwik w TYM MIEJSCU. Teraz przypomnijmy tylko, że róże wielkokwiatowe i rabatowe przycinamy bardzo krótko – kilka centymetrów ponad miejscem okulizacji. Im krócej je przytniemy, tym gęstsze i bardziej rozkrzewione wydadzą pędy.
Cięcia dokonujemy w możliwie jak najmniej wilgotne dni, przy przewiewnej pogodzie, w godzinach południowych – unikając wczesnego rana i wieczora. Powierzchnia cięcia musi wyschnąć przed nocą tak bardzo jak to możliwe. Zapobiegnie to fuzariozie (zamieraniu pędów wywołanego infekcjami grzybowymi).
Pamiętajmy także o wycięciu wszystkich brązowych i czarnych pędów aż do miejsca okulizacji. Poza względami estetycznymi ma to wielkie znaczenie zdrowotne.
Tak przygotowanych wstępnie do nadejścia wiosny róż nie trzeba podlewać. Ostatnie śniegi i deszcze wystarczająco nawilżyły glebę. Korzystając za to z ostatnich bezlistnych tygodni, przyjrzyjmy się uważnie naszym ogrodom i balkonom. To dobry czas, by zaplanować nowe nasadzenia czy nawet poprzesadzać młodsze okazy. W razie wszelkich pytań lub wątpliwości polecam kontakt z sympatyczną załogą Rosa Ćwik, która w tej chwili dwoi się i troi, przyjmując nowe zamówienia.
Post scriptum. Poza pierwszą fotografią niniejszego wpisu, która przedstawia aktualne szaleństwo rozkwitu naszego oczara (moja żona spędza z nim obecnie więcej czasu niż ze mną…), pozostałe zrobiłem (jak się Państwo prawidłowo domyślają) o INNEJ porze roku. Patrząc na nie z wielką nadzieją a zarazem ufnością, życzę sobie i Wam, żeby tegoroczne LATO było najpiękniejsze w całym naszym życiu!
Wojciech Owczarzak
Po przeczytaniu powyzszego komentarza natychmiast przystępuję do usuwania kopczyków i kory którą były zabezpieczone na zimę. Nie wiedziałem, że kora jest tak szkodliwa dla róż. Dziękuję za poradę.Super!